Wydawnictwo: ZYSK i S-KA
Liczba stron: 332
Data wydania: 22 maja 2017
Do
rąk biorę niczym nie wyróżniającą się książkę. Ot co tytuł
„Demon”, który ma nam zapowiedzieć coś strasznego, może to
horror? Może kryminał? Coś z tych dwóch, ale okey kupuję bo na
promocji, a lubię mieć jakieś poczytadło pod ręką. Wychodzę ze
swojej ulubionej księgarni i odkładam książkę na półkę. Czeka
sobie ona około dwóch miesięcy. Znów biorę ją do ręki, tym
razem z zamiarem czytania. Otwieram pierwsze strony i poznaję
pierwszego bohatera, który właśnie oczekuję na wspaniałe
wydarzenie w życiu rodzinnym. Jego dziewięcioletni synek idzie do
Pierwszej Komunii Świętej. Cały kościół jest przystrojony, a
wyniosłość chwili podkreślona przez odbijające się echem
szepty.
Drugi
rozdział zaczyna się zgoła inaczej. Samotny facet jadący nocnym
pociągiem po południowo-zachodniej Polsce. Tereny Wałbrzycha, Gór
Sowich, czyli kompletnego osamotnienia. Z wyglądu przypomina mi
dojrzałego, podchodzącego pod pięćdziesiątkę mężczyznę, ale
w jego oczach można wyczytać dość młodzieńczy błysk. Po
dłuższych zapoznaniach dowiedziałem się, iż choruję on na
strasznie rzadką chorobę. Otóż jego ciało starzeję się dużo
szybciej od normalnego człowieka. Mężczyzna ma zaledwie 38 lat i
jeszcze nie wie, że jedzie wprost ku przygodzie, która odmieni jego
życie.
Łukasz
Henel nie jest może mistrzem narracji, ale na pewno potrafi utrzymać
człowieka w napięciu, a w niektórych momentach sprawić, by po
długości kręgosłupa przeszedł dreszcz. Tak, nie zdarzyło mi się
to nawet czytając „Króla Horroru” Stephena Kinga. Klimat
powieści oceniam jak najbardziej na plus. Sam odwiedzając
niewielkie góry w południowej Polsce odczuwałem podobnie co
bohaterowie, którzy wędrują po ciemnych lasach Gór Sowich. Autor
na pewno niejednokrotnie spotkał się również z górskimi
legendami oraz czytywał czarne księgi, co zaliczam na plus, bo
pisanie o czymś o czym się nie ma pojęcia, w mojej opinii mija się
z celem.
Bohaterowie
„Demona” to na pewno nie statyczne postacie, które od A do Z są
jednakowe. Każdy wyczuję tu dynamikę i zmiany zachowań, które
następują w przełomowych momentach książki. Wisienkę na torcie
robi tu tło historyczne tamtych rejonów, które może ma co nieco
wspólnego z fantastyką grozy, to o tyle organizację i niektóre
postacie występowały przecież naprawdę.
Fabuła
choć nieco zawiła i trochę za bardzo wymyślna jak na mój gust,
to jednak trzyma równy poziom. Poczucie akcji nie zmniejsza się z
czasem, a trzyma raczej jednakowe tempo, żeby przy końcu trochę
przyśpieszyć. Jednego jestem pewien, biorąc ten tytuł do rąk nie
spodziewałem się tak dobrego odbioru z mojej strony. W końcu
jeszcze od żadnej książki nie poczułem nieprzyjemnego mrowienia,
a tu jednak... Panu Łukaszowi się udało! Polecam gorąco, jeżeli
akurat nie macie niczego w planach czytelniczych, powieść w sam raz
na te coraz chłodniejsze jesienne popołudnia i wieczory. MUST HAVE
ŚWIECZKA!
Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuń