Szablon stworzony przez Arianę dla Wioski Szablonów | Technologia Blogger | X X X

28.3.18

"Idealny stan" drogą do szczęścia.


Wydawnictwo: MAG
Liczba stron: 96
Data I wydania (jako e-book): 31 marca 2015 r.



Każdy z nas ma swój wyśniony, wymarzony - stan idealny, w którym czujemy się najlepiej. To ta chwila, ten moment, gdzie nasza błogość sięga najwyżej i czujemy, że przez pewien okres możemy wszystko, jesteśmy panami życia jak i śmierci. Czy tak jest w rzeczywistości? I co sprawia, że czujemy się tacy szczęśliwi? Czy musimy być kontrolowani, by odczuwać prawdziwe szczęście?

Wiele z tych pytań bierze na swój warsztat pisarz, z którym spotykam się po raz pierwszy – Brandon Sanderson. Zanim jednak sięgnąłem po „Idealny stan”, zaczerpnąłem co nieco wiedzy z internetu, by dowiedzieć się w czym specjalizuje się autor. Na pewno po ujrzeniu pierwszych ocen jego różnych książek, byłem pozytywnie zaskoczony, a zarazem dociekliwy, czy to nie kolejny fenomen na skale Dana Browna, gdzie sława wyprzedza niestety umiejętności. W takim oto nastroju dosiadłem się do krótkiej, bo 80 stronicowej opowieści, myślę że w sam raz na to, by sprawdzić z czym mamy do czynienia i czy słowa i pochwały skierowane w stronę Sandersona nie są czasami na przyrost.

Wielu z Was może mnie nazwać ignorantem, że dotąd nawet nie słyszałem o autorze, lecz nazwę to może nie ignorancją, co tyle wzrokiem skierowanym w inne strony. Już gdzieś w połowie zrozumiałem, że nie czytam przeciętnego pisarza, pod koniec byłem pewny, że kupię jakąś większą serię, a sam B. Sanderson stanie się jednym z moich bardziej poczytnych artystów.



Kiedy dochodzimy do tematu samej opowieści zaznaczyć muszę, że trafia się tu świat, którego z początku nie znamy, lecz fajnie i przyjemnie poprowadzone dialogi z lekką chmurką humoru w tle sprawiały, że zaczynamy składać elementy i dostrzegać coś, co jest nam w końcu mówione wprost. Można uznać akurat to za spory atut, ze względu na grubość książki, ja zaś uważam, że przeciętny czytelnik bez problemu odczytał to co ładnie i dość śmiało było mówione między linijkami. Historia sama w sobie wciąga niesamowicie, bo jest przede wszystkim prosta i łatwo przyswajalna. Ot co najpotężniejszy człowiek świata umawia się z najpotężniejszą kobietą z innego świata? Może tego samego? Ale jak to działa? Nie znajdziecie u mnie odpowiedzi na te pytania, bo po prostu warto wziąć książkę we własne ręce i skusić się na podróż. Ja jedynie mogę przybliżyć i zachęcić, bo oprócz przyjemnej fabuły, to również postacie poboczne, które są dość stereotypowe to dają radę. Rycerz okuty w metalową zbroję, kanclerz z wieczną powagą na twarzy i ich przywódca Cesarz-Bóg, tworzą trio niebanalne, gdyż z jednej strony dziecinne i łatwowierne podchodzenie do tematu przez Cesarza jest negowane przez Kanclerza, to z drugiej jest już dorosły Rycerz z dziećmi i żoną na karku, który jest głosem rozsądku i rozwagi z nutką zawadiactwa. Można to wyczuć, dzięki użytym retrospekcjom (szkoda, że nie ma więcej, bo z chęcią przeczytałbym taką powieść przygodową jako np. prequel), zachowaniom bohaterów czy ich więzi jaka rzuca się na pierwszy plan.

Przyjemne pióro, lekkość i nietypowy świat Sci-Fi wymieszany z Fantasy. U mnie wygrywa i daję ogromny plus amerykańskiemu pisarzowi i chyba czas zaplanować kolejne tytuły spod jego pióra.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz