Wydawnictwo: Czarne
Liczba stron: 496
Data wydania: 2010
„Niegodziwcy”
to powieść kryminalna rodzeństwa Lotte i Soren'a Hammer.
Pierwszego dnia po wakacjach dwójka dzieci przychodzi wcześniej do
szkoły, a w sali gimnastycznej napotyka przerażającą scenę
mordu. Na linach pod sufitem zwisa pięć zmasakrowanych ciał. Cała
duńska policja zostaje postawiona na nogi. Każdy zadaje pytania o
motyw, a śledztwo posuwa się naprzód w niezwykle ślimaczym
tempie.
Okey.
To tyle? No nie za bardzo. Kontrowersyjna powieść rodzeństwa
uderza w niejakie tabu dzisiejszego świata. Pedofilię. W Polsce
szeroko znana i nieakceptowana w kręgach społeczeństwa, jednak za
granicą nie tak srogo karana. Niestety albo stety po raz kolejny
podszedłem do powieści z wątkami pedofilii i po Stefanie Dardzie
trudno mnie zadowolić, lecz tutaj w „Niegodziwcach” spotykam się
wręcz z odpychającą narracją, ale po kolei.
Trzeba
zwrócić szczególną uwagę na sposób w jaki piszą autorzy.
Podczas przewracania stron mamy wrażenie dziwnej, trochę niespójnej
narracji, ale szczególnie kłuje w oczy to w jaki sposób rodzeństwo
łączy wątki myślowe. Nie raz musiałem cofać się o parę stron,
bo nagle coś mi nie pasowało. Okazywało się, że po prostu
inaczej odczytałem powiązanie myślowe, co pewnie dla autorów było
logiczne jak ma czytelnik to odebrać. Nie wiem, nie jestem
Duńczykiem, ani nie mam za sobą tysięcy przeczytanych książek,
ale mniej więcej wiem jak powinny wyglądać pewne schematy... może
jednak ze mną jest coś nie tak?
Główny
bohater, Konrad Simonsen to średniego wieku policjant z nadwagą i
prawdopodobną cukrzycą. Wspaniałe wakacje z córką z tłem
rodzinnych niesnasków, wytwarza całkiem ciekawy klimat otwarcia
powieści. Oprócz tego, Konrad jest znakomitym śledczym, który
niejednokrotnie wykazał się niezwykłą intuicją podczas
prowadzenia śledztwa. Sama postać to barwny obraz mężczyzny,
który styka się z problemem Ojciec – Córka. Dawne i
niewyjaśnione sprawy mają swoje odbicie w teraźniejszości, a
sprawa z morderstwami jeszcze bardziej oddala od siebie tę dwójkę.
Widać tu szczególną zmianę nastawienia przy końcu powieści,
zmianę na prawdziwego ojca, lecz to wszystko gdzieś rozpływa się
pośród innych postaci, które wcale nie są gorsze od głównego
bohatera. Określiłbym w skrócie, że takowego właśnie nie ma,
choć Simonsen prowadzi tę grupę osób, która w jakiś sposób
działa i pcha do przodu całą fabułę, to właśnie te postacie są
dwa razy ciekawsze od naszego śledczego. Dajmy na ten przykład
Hrabiankę i Pauline, we dwie zgadzają się tylko na poziomie
krytykowania mężczyzn, ich stanowiska są odwrotne w paru istotnych
sprawach, lecz tworzą niezwykle barwny duet, który pociąga i
wciąga czytelnika nowymi pomysłami, świeżością i kobiecą
charyzmą. Zarazem Simonsen to postać, która stara się być
przenikliwa niczym Harry Hole, schematycznie działająca niczym
Alex, ale nie jest żadną z wymienionych. Czasem zaskoczy, czasem
pokazuje pazur, stanowczość, jednak odnosi się wrażenie że przez
większość czasu gubi się sam ze sobą, a całą robotę odwala
reszta ekipy, gdzie on tylko płacze w łózko i przejmuje się dość
normalnymi sprawami na tle literatury kryminalnej. No cóż, można
mnie zlinczować, ale moje wrażenia takie właśnie są.
Całkowicie
z perspektywy sama fabuła nie jest zła, troszkę poplątana, od
początku wszystko wiadomo... No taki kryminał, ale trochę nie
kryminał. Trzyma w napięciu jako thirller, który podtrzymuje pewną
nutkę niepewności, ale nic specjalnego. Temat tabu przerobiony
wiele razy, wiele razy lepiej. Opisy przyrody mogą ujść w tłoku,
a opisy życia w stolicy Danii... praktycznie ich nie ma. Szkoda,
zmarnowany potencjał na super książkę, tak to widzę w dniu
dzisiejszym i raczej tego stanowiska nie zmienię. Parę rzeczy można
było zrobić lepiej, ale zarazem polecić mogę. Jak sam wspominam,
to wyłącznie moja opinia, ale jeśli szukacie czegoś wybitnego, co
wyróżnia się na tle dzisiejszych kryminałów to omijajcie tę
książkę szerokim łukiem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz