Wydawnictwo: Videograf
Liczba stron: 432
Data wydania: 10 listopada 2015
Niektóre tytuły przyprawiają Cię o
mały dreszczyk, poczucie ciągłego niepokoju. Inne wykorzystują
niecodzienne sytuacje, które na samą myśl przynoszą nam niepokój.
Wyobraźmy sobie, że nasza bliska osoba jest zaginiona, może wśród
moich czytelników znajdują się tacy, którzy przeżyli taką
sytuację lub obecnie przeżywają. Wszechobecnie wiadomo, że nie ma
mowy wtedy ani o spokoju ducha, ani o racjonalnym myśleniu. Pierwsze
3 dni są decydujące, tak mówią wszyscy, nie wszyscy chcą to
przyznać. Kiedy w głowie już mamy obraz takiego zdarzenia, dołóżmy
do tego dzieci w wieku około 8 lat, na dodatek dziewczynki, co roi
się w naszych głowach? Zboczeniec? Pedofil? Zapewne tak. Większość
z nas pamięta przełom lat 2014/2015, gdy na wolność wychodziły
największe bestie naszego społeczeństwa. Wszelkiej maści zabójcy,
pedofile, zboczeńcy, którzy zamiast wyroku śmierci to przez
konflikty polityczne oraz wybielanie się rządu oraz ukazywanie
nowego startu Rzeczypospolitej, zostali skazani na 25 lat. Przykładem
niech będzie najsławniejsza z niesławnych spraw Mariusza
Trynkiewicza, ale do tego wrócę później. Tak więc posiadamy
obraz i tutaj mógłbym zakończyć ową recenzję, nie wspominając
o książce ani słowem, ponieważ właśnie takie tematy porusza ten
tytuł. Mnie na pewno otrząsnęła z uśpienia, ale pomówmy o
książce jak o książce.
„Zabij mnie, tato” nie jest tytułem
łatwym, szczególnie dla rodziców małych dzieci, którzy starają
się zachować swoje małe pociechy pod tą niewidzialną bezpieczną
kopułą, którą bardzo łatwo zedrzeć. Nie jest to tytuł łatwy
dla osób, które mają słabe nerwy i nie lubią widzieć prawdy o
naszym świecie. NIE JEST TO TYTUŁ ŁATWY, BO JEST PO PROSTU BARDZO
DOBRY.
Zaczynamy od poznania niejakiego
Zdzisława Mokryny, głównego bohatera, bohatera tak normalnego jak
każdy z nas, byłego policjanta, który przeprowadził się z miasta
wojewódzkiego na prowincję. Miasteczko Ryków z opisu urocze
miejsce o swojej małej historii. W nim wszystko dzieje się wolniej,
każdy wie wszystko o każdym, każdy każdego zna, a wszędzie da
się dojść w parę minut szybszym spacerem. Jak to bywa, w takich
miejscach nie dzieje się zbyt wiele złego, ba co najwyżej jakaś
kradzież rowera, może w polocie samochodu. Mokryna obrazuje się
jako człowiek inteligentny, lecz powściągliwy w emocjach,
przeszedł na emeryturę, potrzebuje spokoju po niedawnych
wydarzeniach, ma plan, by z nikim więcej nie utrzymywać bliskich
kontaktów, poza tymi które naprawdę są potrzebne w życiu
codziennym. Dorabia w fabryce okien jako ochroniarz, żyję mu się
nieźle, szczególnie gdy pieniędzy ze sprzedaży mieszkania
zostało, aż zanadto. Wszystko co zaplanował zmienia się podczas
jednego małego i pizzy w niedawno otwartej pizzeri nazywanej przez
mieszkańców „Camilo”, a prowadzonej przez jeszcze dość młode,
lecz z lekkim stażem, małżeństwo – Kamila i Izę.
Wzrastające napięcie i rozwój wątków
pobocznych sprawia niezwykłą przyjemność podczas nocnych sesji
czytelniczych, co szczególnie polecam przy tym tytule (osobiście
uważam, że czytanie go w dzień nie sprawia tyle emocji.) Postacie
barwne, posiadające emocje, ukazujące też te zgrabnie i głęboko
schowane, historie z dzieciństwa, z przeszłości. Wydarzenia, które
nigdy nie powinny mieć miejsca, lecz mają, bo żyjemy w normalnym
świecie, nie bajce, nie nomen omen w książce. Wszystko jest
realne, dopuszczalne, wszystko to może się wydarzyć, każdemu z
nas, naszym bliskim, naszym dzieciom i wiecie co? Właśnie to jest
straszne i to powoduję ten dreszczyk, o którym wspominałem wyżej.
Tytuł ten w mojej opinii był inspirowany wydarzeniami, które miały
miejsce w latach 14/15, między innymi takimi postaciami jak Mariusz
Trynkiewicz, w tle przewija się obraz ośrodka w Gostyninie, to
wszystko jest tak bliskie nam wszystkim, te tragedie wydarzyły się
naprawdę i dzieją się nadal, może nie dociera to do naszych uszu,
ale one są, gdzieś głęboko, może u Waszych sąsiadów? Może u
Waszego znajomego? Może Wasz szef jest takim człowiekiem? Nigdy nic
nie wiemy, dlatego potęgujemy strach podczas czytania tejże
lektury.
Do miodu niestety muszę dołożyć
łyżkę dziegciu, bo jestem na diecie. Tak i tutaj pierwsze 200
stron, prawie połowa książki znajduję się na diecie literackiej,
gdzie napięcie gdzieś tam wzrasta, widać postępy, ale straszna
bieda ogólnie i takie meh. Odkładałem tytuł po paru stronach,
znudzony nieco drętwymi sytuacjami, oczywiście nadal jest to tylko
i wyłącznie moja opinia, lecz pierwsze strony czyta się trudno.
Dlaczego zatem tak chwalę „Zabij mnie, tato”, ponieważ musi on
dojrzeć po przeczytaniu, po przemyśleniach, w głowach czytelników.
Mówiłem jest to trudne dzieło Stefana Dardy, ale bardzo wdzięczne
uważnemu czytelnikowi, tak więc polecam, nie tylko fanom thrillerów
czy grozy, ale również ludziom lubujących się w obyczaju, bo co
nie jest tak obyczajowe jak sytuacje, które mogą wydarzyć się
każdemu z nas?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz