Wydawnictwo: MAG
Liczba stron: 208
Data wydania: 15 marca 2017
Stephen
Leeds to całkowicie zdrowy na umyślę mężczyzna, po prostu jego
halucynacje są nieco... szalone. Tak oto zaczynamy piękną opowieść
o detektywie z niebagatelną fortuną, ogromną willą posiadającą
co najmniej 50 pokoi, własnym lokajem jak i sprzątaczką. Ogromnej
fortuny dorobił się dzięki swoim niezwykłym umiejętnościom. Na
świecie przecież nie istnieje człowiek, który zna się
praktycznie na „wszystkim”, no chyba że jest to właśnie pan
Leeds. Posiada on niezwykłą umiejętność szybkiej nauki dosłownie
każdej dziedziny, jednak by pomieścić całą tą wiedzę, jego
głowa tworzy specjalne halucynacje, które nazywane są przez niego
aspektami. Dokądkolwiek Stephen się nie ruszy, to zawsze towarzyszy
mu drużyna wyobrażonych i niezrównanych w swych umiejętnościach
ekspertów. Tak oto przedstawia się nasz główny bohater, niby pół
bóg, ale nadal człowiek.
Początkowo
można odnieść mylne wrażenie tego kim jest nasz główny bohater.
Jawi się on jako ktoś ponadprzeciętny no i tak jest w
rzeczywistości, lecz jest tak samo śmiertelny jak każdy z nas, a
bez swoich aspektów, nieróżni się niczym więcej od przeciętnego
Kowalskiego. Dobrym przykładem jest komunikacja między ludzka, w
której Leeds w ogóle przegrywa na starcie bez swojej wyobrażonej
psycholożki, która zawsze pomaga mu odpowiednio dobrać słowa do
danej sytuacji. Identycznie jest również z każdą inną
umiejętnością, sam Stephen tłumaczy to tym, że to nie on tak
naprawdę umie daną rzecz, tylko jego aspekt, a gdy on w jakiś
sposób zniknie, wtedy i ta umiejętność przepada.
Sama
książka posiada w sobie dwie historie, jedna krótka i zwięzła.
Przyjemna czytelniczo. Od samego początku puszcza nas w głębokie
wody po drodze tłumacząc nam działanie tego mikro świata.
Poznajemy bohaterów tych realnych jak i wyobrażonych. Komiczne
sytuacje związane z mówieniem do siebie, akcja przeplatana z tym
komizmem, to naprawdę ciekawy pomysł. Druga część nieco większa,
bardziej dopracowana w swoich wątkach pobocznych nie odbiega od
pierwszej, chociaż czułem pewne zgrzyty, które po prostu mi
osobiście nie pasowały, to nie mógłbym powiedzieć, że jest ona
słabsza. Akcja po prostu toczy się nieco wolniej, czasami
monotonnie i tak powoli w tej monotonii się zapadamy. To są moje
osobiste wrażenia i za każdym razem to podkreślam. Właśnie może
te małe zgrzyty sprawiały, że książka zajęła mi o parę dni
dłużej, przyjemność gdzieś tam uciekała, by po jakimś czasie
powrócić, a sama opowieść musiała we mnie dojrzeć, by ją
docenić. Może to styl tego autora? Sięgam po niego po raz pierwszy
nie licząc jednego, małego opowiadania „Idealny stan”, ale jak
wiadomo, opowiadania, a powieść to dwie różne sprawy.
Bohaterowie
na pewno nie są drętwi, Ci żywi emanują naturalizmem
zachowawczym, sięgają po coraz głębsze tematy do rozmów i bawią
nas swoimi spostrzeżeniami w stronę Leedsa. Wyobrażeni zaś to
bardziej statyczne byty, które przez cały czas trwania akcji nie
zbyt się zmieniają, a każdy z nich posiada jakieś dziwactwo,
które uwidacznia się w różnych sytuacjach. Reasumując,
bohaterowie na wielki plus!
Teraz
przychodzi na najgorsze... Jak to ocenić? Z jednej strony bardzo mi
się podobało, z drugiej takie meh. Tak więc zostawię tą sprawę
otwartą, Wam przedstawiłem plusy jak i minusy, sam wstrzymam się
od ostatecznego werdyktu (co najmniej do czasu sięgnięcia po inne
tytuły Sandersona). Mogę nawet polecić „Legion”, ponieważ
nikt z nas książko-maniacy nie jest normalny. Pozdrawiam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz